1. |
Nadejście
07:21
|
|||
Płomień stał się drzewem
A czerwień hebanem…
Gnijące gałęzie
Przeistoczyły się
W cudowny diament…
Powrócił twórczy zew
I jak rozgrzana stal
Pali mnie
Znów
Widzę świat
Świat który powstaje
Z uścisku umysłu oraz duszy
Świat, który stworzę
Nowym stosem kart
I przypieczętuję
Jego bytność
Najtrwalszym przymierzem
Światła u boku ciemności
Radości u boku strat –
– Istotą wziętą z nicości
Rajska bogini – feniks
Spadła z gwiazd
Tam gdzie leżał śniący paź…
I wzięła go na grzbiet…
Rzekła:
„Pokażę ci kraj
W którym
Nadzieja to
Liści stos
A zmarli są
Niby czara co
Wylewa
Słodki sok
Tęsknot
W uczucie
Dawnych chwil”
I pocałowała go
A potem zabrała
Do barwnych bram
Niebiańskich gór
Prowadząc przez
Bezkres lat
Kończąc
Pierwszą pieśń…
|
||||
2. |
Niepewność
08:06
|
|||
„Dokąd zabierasz mnie?
Dokąd zabierasz mnie?” –
– Spytał przerażony
„Do wrót wszechświata
Gdzie nawet chryzantemy upojone
Trwają w marazmie” –
– Koiła zmysły chłopca
Pawim krzykiem…
Nie znał innej sztuki
Nad tak szpetny śpiew
Który zasiał pęd
Co pokonał wnet
Trwogę i gniew
W jego duszy…
Dłoń ucałowała dłoń –
Płonący ptak? – Teraz to cudowna kobieta
Dokonał się akt…
Idą razem w bezkresną dal…
Wokół – bystra czerń otchłani
Zaraz za nią wyspa
Lazurowej trawy –
– „Nieskończone, czyste myśli
Oto, gdzie mogę cię poprowadzić,
Lecz najpierw bądź mi wierny u szczytów piekielnej grani”
Nie usłyszał ostatniej frazy
– Zauroczony –
– Poszedł za nią dalej…
I powiodła pazia
Nad przepaść ognistego stada,
Tam krucze plemię
Ma swojego pana,
Tam na świat
Wygląda cierpienie…
A gdy spojrzał w dół
Objął go trąd
Ból przeszył umysł
Przeszył ciało
Zdejmując ubóstwienia
Lekką klątwę –
– Wtedy znów usłyszał
Znikąd przywiane echem słowa
„Bądź mi wierny u szczytów piekielnej grani”
Czuję jak…
Coś rozpala
Wątły znak… – niepewność…
Jednak… Piszę dalej…
„Słodka iluzja
Twa bezczelna gra
Jak mogłaś mnie oszukać
Jedna kraina –
– Za tyle zła…”
Płakał – łza toczyła łzę
Które otarła
Delikatna ręka
Boskiej uwodzicielki
Kruche palce oblały mu czoło
„Już wylewasz smutki, żale?
Nie buntuj się –
– chodź dalej!
A przełamiesz kajdany swoich granic”
I nagle nad nimi rozkwitło
Niebieskie słońce
Uleczyło pazia
Przydało nowych wdzięków bogini
Później nastała szarość…
I przed nimi wyrósł piękny labirynt –
– Las
Zniknęli w gąszczu krzewów…
Dłoń coraz nie pewniej drga…
Zatrzymałem pióro…
Dlaczego ogarnia mnie
Zwątpienia czar?
|
||||
3. |
Rozmycie
09:25
|
|||
Umysł krzyczy...
Lecz po myślach
Zaginął ślad
Coś jęczy w oddali –
– Tam w mrokach
Ktoś szamocze się!
Dziwna łuna światła przebiega przez
Ścieżki pokoju –
– Nie! To suknia
Blada i jasna
Jak świat za dnia…
Idzie ku mnie –
– Ta postać…
Znajomą ma twarz…
Śpiewa coś – rozbrzmiewa żal…
„Zgubiłam go… Zgubiłam chłopca…
A mogliśmy mieć wszechświat…
On i ja! –
– Poniosłabym go
Nicią swoich ran!”
Kim ona jest?
Ta postać znajoma
Ma twarz… Jest taka jak…
W wyobraźni ujrzałem….
„Piękna bogini, gdzie twój paź?”
„Przeklęty twórco mój,
Gdzie twoja jaźń?”
Co mogło się stać?
Tak szybko rozmyła się
Granica…
Rzeczywistość przekuta w sen –
„Teraz to mistyczna gra
Ostrza duszy…
Czy słyszysz
Jak umiera świat?”
Pozwól mi chociaż milczeć…
„Ty i ja…
Straciliśmy nasze skarby…”
Jak mogłem
Tak szybko stracić…
„Stracić pióro?
Zapomnij już –
– Nad nami rozkwita
Tak piękny kruk…”
Płaczesz a twoja twarz drży
Niby liść
Oblany przez słoneczny wiatr…
Płaczesz, a twoje oczy
Nie łzami wilżą gładki cień bytności
Ze źrenic twych leje się
Złota krew – czuję jak
Żywioł ten chce
Pożreć mnie…
Tak słodko na ustach
Smakuje śmiech
Jakim przyoblekasz
Chwilę tę…
Zwątpiłem w wersy marzeń
Które pisałem
Lecz one…
Rwą!
Lecz one…
„Czyż nie przyjemnie
Szarpie cię ten ból?
Oboje straciliśmy skarby –
– Ty i ja…
Fikcja i prawda –
– Złączmy się –
– Za nami jutro skończone
– A przed –
– Ukojenie wrzeszczy:
Oddajcie sen!”
Oddajcie „mnie”…
Oddajcie…
I oto bogini śpiewa,
Śpiewa krzykiem: idź za mną!
…O przeklęta!
Co nie znasz imienia nocy i dnia,
O przeklęta!
Co nie znasz życia, boś z duszy mojej poczęta…
Rwiesz mi dłonie,
Rwiesz mi serce
Rwiesz mi duszę,
Zabierasz w ten zmierzch – tak czysty
W ten ranek – tak plugawy
I zatapiasz w wirze
Szaleńczego tańca – ja w taniec z tobą
Nie pozwalam… Nie…
Nie pozwalam…
Za późno już – postawiłem pierwszy krok
Opuszczają mnie siły
I tak trwam wraz z tobą, bez pojęcia
Czy wyniszczasz mnie,
Czy jesteś cudu opoką?
Czy bawisz się ze mną,
Czy mnie prowadzisz jak duchowy opiekun?
Wiem dotąd jedno
Jesteś niczym potłuczone szkło
Tak pięknie błyszczysz, a godzisz ostrzem,
Tak pięknie blaskiem mnie zbawiasz,
A oddajesz brzaskom iluzji,
Męczysz, chronisz,
Zabijasz, tworzysz…
Śnisz…
Sen zstąpił na ciebie,
Dalej! – Czas wyrwać się z tych łańcuchów,
Lecz nie mogę…
Nie chcę, a pragnę…
Dalej w to życie obszyte
Sukniami ciemności
Dalej w to życie ukochane
Przez pieszczoty porażki
Dalej w to życie…
Pod jarzmem twojego wzroku…
|
||||
4. |
Wrota
01:26
|
|||
5. |
Odchodząc w...
07:42
|
|||
Czy to ty mnie opuściłaś, cudowna…
Czy ja odszedłem od ciebie,
Próżno mi wiedzieć
Tak oto wybija
Godzina walki
Na śmierć
Z własnym dziełem
Śmierć duszy
Śmierć wnętrza
Skrzyżuje ostrza niebytu
Błyszczy już stal...
Moje oczy… Krwawią, zmęczone
Powidokiem boskiej woalki
Źrenice – zdradzone…
Dekorują ostatnie obrazy
Gdzieś krótką chwilą obecna,
nici Twej sukni zawodzą okrutnie –
– A ja pragnę milczenia…
Cisza! Przestańcie!
…I ręka drży – lecz wkrótce potem
Pierwsze słowa roztapia na strony
Słowa podjudzone
Ognistym tchnieniem
Młodego jeszcze wspomnienia…
Dokonało się… Odchodzę…
W cienie zatracenia…
I wyszli z leśnej gęstwiny, bogini rozpłakana,
A paź ledwie żywy błądzi dłońmi w powietrzu –
– Łunach przeznaczenia
„Zabiłam – zabiłam chłopca,
Nie ma już dlań ratunku
Tylko ja mogłam wyrwać ten piękny kwiat,
Ja! Ja... jestem jedyną bramą,
Jedynym wersem wiodącym
Do pieśni – jego życia zakończenia” –
– Krzyczała, pogrążona
W szaleńczo-gorzkich lamentach
I z obłędem
I z nienawiścią
I z miłością
Skórę rwie paziowi
I rwie… I rwie…
Czuję w sobie ten ból…
Rąk – igieł stworzenia
Jakby kaprysy własnej duszy
Wiodły mnie w arkany
Unicestwienia…
Na śmierć z własnym dziełem…
Śmierć duszy, śmierć wnętrza
Nie mogę przegrać
A jednak znów czuję
Igłę i płomienie przeklęte
W których się narodziła
Pozostało się już tylko śmiać…
Z ust mych dobywa się
Rechot nie-istnienia
Rechot wspaniale straceńczy
Oznajmia cierpienie
I szczęście, którego brak…
Pióro uśmiechem tajemnym
Zniewala mnie
Zniewalam się
|
||||
6. |
...Cienie szaleństwa
14:11
|
|||
Zniewala mnie…
Najmniejszy wiatru zew
I mgłą przyobleka
W nie-śnie…
Błękit oraz czerń – światłem
Gdzie rozpoczyna się
Dzień
Przede mną – grób
Kiedy zostałem wyrwany
Z tych mrocznych ścian?
Przede mną – nicości śpiew,
Choć ciepło obejmuje czule skroń
Nade mną – posąg anieli,
Co uśmiecha się
Dziwnie zropiałymi ustami…
I słychać już
Szept:
„Więc jednak jesteś
Tu leży chłopiec mój…”
I dłonie jej przebijają
Ciało me…
„Przepadnij – pokochaj!”
I w obrzydzeniu
I w obłędzie
Słowa te
Jak tonie oceanu
Dławią mnie…
Znów
Czuję chłód –
– Pustka – pióro – ręka
Dusza drży
Paź leży nagi pośród gwiazd,
Z księżyca wynurza się
Ona…
Dotyka ducha – chłopca…
„Dlaczego zabiłaś mnie?” –
– Krzyczy ten, stając się popiołem
Tak jej palce w kruchą czerń
Przeistaczają się…
I stoi przede mną, na łące
Nie-cudów
Wrzeszcząc słodko z bólu,
A grobu… Już nie ma…
Grobu już nie ma
Niedługo… Odejdę
Odejdę niedługo
W płomienie…
„Jak wichry smutku
Co pobudzają
Kłosy doli
Tak ja przeminę…”
I walczy ze śmiercią
W najpiękniejszych szatach –
– Cudowna! Nie odchodź…
Ani żyj… Tylko jeszcze
Kilka chwil…
Zmagaj się na moich oczach
Z wężami końca
I trucizną niebytu…
To pragnienie schorowanej duszy
Rodzi tchnienie, co jeszcze pobudza
Moje serce…
„Ty jesteś mi podobny…
Tak, ty…”
O tajemnicza…
„Ty jesteś
Mi podobny,
W radości…” –
– Ledwie rzekła,
Rozerwana płomienistym wiatrem,
Co rozniósł połowę
Jej gnijącego ciała
W darach do wszechświata…
„Na daremnie patrzyłeś
W mój blask…”
Zniknęła w deszczu
Własnych szczątków
Jak ulewa płatków kwiatów…
Ja… jej podobny?
Paź – iluzją
Ona – zgubą
Cierpię tak, jak Bóg jest szczęśliwy –
– sam w sobie i sam dla siebie…*
*Quote from „Nieboska komedia” by Zygmunt Krasiński
|
||||
7. |
Oczyszczenie
04:10
|
|||
Teraz widzę
Kuszącą ślepotę bólu
I siebie – drżącą ćmę
Złaknioną tego fałszywego światła
Jak słaby byłem, jak nikły,
Jak nieświadomy…
Pora wyjść
Ku słońcu…
|
Streaming and Download help
If you like Voidfire, you may also like:
Bandcamp Daily your guide to the world of Bandcamp